Imieniny: Aleksego, Horacego

INFO

W minioną sobotę przed żnińską Basztą odbyła się kolejna edycja Biesiady Pałuckiej oraz po raz pierwszy miał miejsce Pałucki Turniej Kół Gospodyń Wiejskich.

fot. Goniec Pałucki

Kolejna Biesiada za nami. Już w piątek widziałem na żnińskim Rynku wszystko zapięte na ostatni guzik. W związku z niepewnymi prognozami pogody tym razem wystarczająca ilość stołów i ław znalazła się pod namiotowym zadaszeniem, które zresztą równie skutecznie chroni przed deszczem, jak i przed palącymi promieniami lipcowego słońca. Ostatecznie pogoda dopisała. Pogoda ducha również, ale ta była zapewniona bo Żnin zawsze bawi się na pełnym spontanicznym luzie.


W narożniku Rynku stanęła mobilna scena, a cały obwód placu opleciony był łańcuchem stoisk lokalnych producentów. Prowadzenie imprezy przejęła para Ania Jarecka i Artur Krajewski, i to był prawdziwy konferansjerski dynamit. Nie wiem, jak oni to robili, ale byli jednocześnie w każdym miejscu. Dorównać im mógł chyba tylko burmistrz Robert Luchowski, który również uwijał się po całym placu pełniąc jednocześnie honory gospodarza podejmującego delegację partnerskiego miasta Veseli nad Moravou z jego włodarzem Petrem Kolarem na czele. Nie zawiedli też przedstawiciele Sejmiku Województwa pani przewodnicząca Elżbieta Piniewska oraz lokalny radny Sejmiku dr Wojciech Szczęsny.


Odbywały się na przemian koncerty i konkursy. Lokalne seniorki porwały widownię wiązanką tradycyjnych przyśpiewek z chóralnym udziałem publiczności żywiołowo pobudzanej przez Artura Krajewskiego. Obaj burmistrzowie byli porywani do tańca przez mieszkanki. Wystąpiły też młode wokalistki szkolone przez Biankę Urbanowską, a także regionalny zespół gości z Veseli. Na wieczór zaplanowano koncert Krzysztofa Koniarka. Konkursy miały charakter kulinarny.

W pierwszym, w rywalizacji Kół Gospodyń Wiejskich zwyciężyły gospodynie z Cerekwicy. Symboliczny „Kłos” za produkt regionalny trafił do masarni „Kwiecińscy” z Bożejewiczek. Największe jednak emocje budzi zawsze finałowy konkurs o Chochlę Burmistrza. Tym razem już po raz trzeci trofeum zagarnęła firma „Catering Lena” z Gogółkowa. Żurek pani Leny nie ma sobie równych, co osobiście sprawdziłem. Próbowałem go opisać, ale nie znalazłem odpowiednich przymiotników. Kiedy panie niosły swoje kulinarne arcydzieła do stolików jury, z widowni dobiegło skandowanie „Lena, Lena!”. Była to albo forma nacisku na jury, albo wyraz znakomitej renomy, jaką pani Marlena Zabłocka cieszy się w środowisku. Raczej to drugie.


Kulinarne oferty dostępne były w poszczególnych stoiskach. Można było spróbować takich potraw regionalnych jak ruksa, czerninę, kluchy na pyrach czy pyrki z gzikiem. Sam po raz pierwszy spróbowałem takich klusek w niecodziennej kompozycji z marchewkowym purre. Dla mnie tegoroczna Biesiada stanowiła też okazję do niecodziennych spotkań, czasem wzruszających z powodu przywołanych wspomnień.

Konkurs o Chochlę Burmistrza miał zadany temat przewodni. Był nim ziemniak i potrawy, w których stanowił istotny składnik. Okazuje się, że można z jego udziałem przyrządzić wiele rozmaitych potraw, począwszy od różnych placków, klusek i pierogów poprzez leguminy lub inne dania deserowe na słodko, aż do skrajnego przykładu, jak to uczynił Jack BBC, podając ziemniaka przetworzonego do postaci... płynnej.

Nie jestem w stanie opisać tu wszystkich moich wrażeń, w jakie ten dzień obfitował. Ponadto spotkał mnie ogromny zaszczyt publicznego uhonorowania ze szczebla wojewódzkiego za moją promocję ukochanych Pałuk. Nie robię tego po to, by pierś po medale wystawiać. To po prostu moja pasja. Robię to co lubię więc bardzo się cieszę, jeśli to ponadto zostaje dostrzeżone i docenione. A Biesiady Pałuckie należą do moich wspomnień najcieplejszych. Do zobaczenia za rok.

Leonard Łuczak

REKLAMA
AUTOPROMOCJA